Nastolatkowie ostentacyjnie czytający papierowe książki – możliwe? W fikcji literackiej z pewnością. Ale i tutaj należy być czujnym. Szczególnie jeżeli mówimy o podtrzymywaniu wieloletniej tradycji. Pokorni zostaną wynagrodzeni, a oporni? Cóż, dopowiedzcie sobie sami.
Zanim na regałach pojawiła się książka o tytule „DOGS”, w morzu pochwał kąpała się przez dwa lata „STAGS”, czyli pierwsza część serii. Wprowadzała czytelnika w świat elitarnej szkoły o profilu katolickim, która kształcić miała przyszłe elity kraju. Najlepsze warunki, najlepsi nauczyciele, najlepsi uczniowie. No i rzecz jasna własne, bardzo sztywno określone reguły. Co ciekawe, to nie władze szkoły najgorliwiej wypełniają misję utrzymywania wysokich standardów, a niektórzy uczniowie. Ci, którzy zostali predestynowani do tej roli jeszcze przed urodzeniem i zobowiązani przed nazwiskiem rodowym. Wszyscy pozostali to „dzikusy”. Niemogący poradzić sobie bez smartfonów, oceniający wartość drugiego człowieka po liczbie subskrypcji a nie po wynikach naukowych, nie znający definicji tradycji. Aż chciałoby się przymknąć oko na wyrafinowanie i nadętość elity (notabene tytułujących się Ludźmi Średniowiecza) i poklepać po plecach za ich szlachetne wartości. Tyle że nie do końca. Bo widzicie, kij naszych młodocianych boomerów ma drugi koniec. Znajdziecie tam nietolerancję, rasizm i promowanie klasowości.
Brzmi zachęcająco, a to ledwie tło całej opowieści.
Do szkoły trafia nastoletnia Greer. Jej największą obawą nie są noty końcowe i przepustka do najlepszych uczelni, ale integracja i akceptacja rówieśników. Ludzie Średniowiecza są dla niej enigmą, ale wie o nich wystarczająco, żeby w razie konieczności wybrać właściwą stronę. Przyjmuje tajemnicze zaproszenie do willi na uboczu, gdzie ma przejść proces inicjacji i wrócić jako człowiek lepszego sortu. Polowanie, strzelanie, wędkowanie. I zgodnie z przypuszczeniami wszystko idzie nie tak. Opowieść zamienia się w thriller psychologiczny. Wyrafinowaną rozgrywkę inteligentnych nastolatków, którzy na własnych zasadach chcą przekroczyć próg dojrzałości.
Mając na uwadze dobro czytelnika, kończę tutaj pierwszą część recenzji.
„DOGS” już na pierwszej stronie zdaje się krzyczeć: „Najpierw przeczytaj „STAGS”!”. I choć drugi tom ma kilku nowych bohaterów wrzuconych w wir zupełnie innej akcji, to wciąż pozostajemy w murach tej samej szkoły, której istotny kontekst został nadany w tomie pierwszym. To też dało autorce pewną swobodę w budowaniu napięcia, którego nie musiała przerywać, wyjaśniając czytelnikowi zasady stworzonego przez siebie świata. A w „DOGS” faktycznie dzieje się dużo więcej. Momentami jak w „Scherlocku Holmesie” a momentami jak na deskach teatru. Przygotowanie sztuki na zakończenie szkoły, to teraz główne wyzwanie Greer. Jej zamiłowanie do kinematografii i nieustanne przyrównanie scen z życia do tych z filmów ma przybrać bardziej praktyczną stronę. Dziewczyna czuje się jak ryba w wodzie. Prawie. Duchy przeszłości (te z tomu pierwszego) nie chcą odpuścić i nachodzą ja w nowych szatach. Tym razem wybór między zwierzyną a łowcą będzie trudniejszy. Zagadkami z jeleniami została rozwiązana, ale pojawiła się nowa – z tytułowymi psami.
M. A. Bennett sięgnęła do znanych czytelnikowi motywów (zarówno filmowych jak i literackich), ale zrobiła to na tyle zręcznie, że raczej nie będziecie grzebać w pamięci w trakcie lektury, żeby dokonywać krytycznych porównań. W tej kategorii (literatura młodzieżowa) to bardzo mocna pozycja. Daleka od stereotypowych i infantylnych opowiastek, w których nastolatkowie na każdym kroku czynią głupoty i wpadają w kłopoty.
Sporo też miejsca do refleksji. Starszym boomerom na pewno powrócą wspomnienia z lat młodzieńczych i pierwszych prób kształtowania własnego światopoglądu. A młodsi w inny sposób pomyślą o kolegach i koleżankach ze szkolnych ławek. Byle tylko Ludzie Średniowiecza nie stali się dla nich inspiracją. Choć przyznaję, że niektóre punkty ich programu faktycznie brzmią kusząco…