W styczniu nie było lekko. Zmęczenie po trudach minionego roku dopiero zaczęło puszczać, a już trzeba było mierzyć się z pierwszą po dość długiej przerwie sesją egzaminacyjną. Znalazłem jednak czas na parę ciekawych tytułów, a nawet te na studia mogą się i wam wydać interesujące.
Philip K. Dick – Blade runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Nie styl, nie fabuła, nie bohaterowie, ale to, jak na kartach powieści liczącej sobie niewiele ponad dwieście stron, można postawić przed czytelnikiem tyle fundamentalnych pytań. Bo nie ma chyba ważniejszego nad to o istotę człowieka.
Zatrważająca i smutna jest konfrontacja z wizją Dicka, bo okazuje się, że faktycznie androidy mogłyby być bardziej ludzkie od nas samych.
Artur Schopenhauer – Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów
Schopenhauer nie przewidział, że sprowadzimy kulturę wypowiedzi do takich nizin, że najbardziej przebiegłe przytoczone przez niego sposoby na zdyskredytowanie dyskutanta bynajmniej nie zrobią na nas większego wrażenia.
Chaotycznie i powierzchownie ujęta garść zasad przydatnych do gimnastyki myśli, jak określa dyskusję Schopenhauer. I jak sam autor twierdzi, bardziej do obrony, aniżeli do ataku. Ale mając w garści tę wiedzę, głupstwem byłoby nie sprawdzić jej skuteczności w praktyce.
Jakub Małecki – Horyzont
„Nigdy nie chciałem napisać książki, którą można będzie streścić w dwóch zdaniach” – usłyszałem w jednym z wywiadów. Panie Małecki, udało się panu. Potrzebowałbym trochę czasu, żeby znaleźć właściwy regał dla pańskiej powieści, ale po co miałbym to robić. Położyłem w towarzystwie książek, których nie uważam za jednorazowe czytadła. A to dzisiaj niemałe wyróżnienie.
Przyznaję, że początek wzbudził moje obawy. Dość irracjonalne zachowanie bohatera i surowe opisy. Zapachniało warszawskim hipsterstwem. Wyczuję nadętość i zamykam – powiedziałem sobie. Za późno. Barwne retrospekcje z przeżyć wojennych mocno trafiły w mój gust, a dodanie nietuzinkowej historii bohaterki sprawiły, że choćbym bardzo się starał nie byłem w stanie nawet przez chwilę się wynudzić. Prostota, bez umoralniania, bez zbędnych ozdobników. Próbuję, ale nie mam, cholera, czego się uczepić, bo wszystko co wymieniam to same atuty.
Wyostrzyłem uwagę kiedy doszło do łączenia losów naszych bohaterów. Chipsy i alkohol zamiast kwiatów i czekoladek. Chcieliby rozmawiać, ale lepiej wychodzi im milczenie. Chcieliby kochać, ale nie potrafią. To są bohaterowie o jakich chcę czytać, bo wiem, że istnieją naprawdę.
Największa wartość „Horyzontu”? Że jest o nas. O ludziach, dla których przeszłość, nawet ta najbardziej bolesna, jest jak ulubiony kocyk z dzieciństwa. Wiemy, że trzeba się z nim rozstać, ale nie chcemy puścić, tracąc tym samym z oczu to co dla nas najważniejsze.
Jean Baudrillard – Ameryka
Teza postawiona na pierwszych stronach, jakoby Stany Zjednoczone były współcześnie jedynym prymitywnym społeczeństwem, może znacznie ułatwić odbiór tej książki. Bardziej wrażliwi mogą nie przebrnąć przez tak subiektywne ujęcie tematu. Baudrillard, wychowany w wyrafinowanej kulturze francuskiej, zachwyca się jednocześnie punktując banalność Ameryki, która według niego jest symulakrem, przekłamaną, podstawioną wizją rzeczywistości. Jest tym, czym kinematografia -niekończącą się kreacją, a całe społeczeństwo dąży do zmaterializowania wszystkiego. Zniewoleni z własnej woli. Zakładnicy joggingu, zdrowego odżywiania, dóbr materialnych. Sztucznie uśmiechnięci, brutalnie samotni.
Język, jak przystało na filozofa, nazbyt poetycki. W chaosie tych wolnych, rozrzuconych myśli, niełatwo się odnaleźć. Można wspomagać się pojawiającymi się co jakiś czas nawiązaniami do popkultury, aby lepiej zrozumieć sens słów Baudrillarda, pamiętając przy tym, że autor dokonał rozważań umiejscowionych w latach 80-tych. Epoka yuppie i Reagana.
Przyznaję, że gdyby nie dydaktyczny nacisk, prawdopodobnie nie sięgnąłbym po ten krótki zbiór esejów. Być może „Symulakry i symulacja” zawierają bardziej interesujące teorie. W końcu cytował je sam Morfeusz w filmie „Matrix”.
Jessica Barry – Bezwład
Chwycono mnie za kołnierz, wrzucono na tylne siedzenie i samochód ruszył z piskiem opon – to, w wielkim skrócie, wrażenia z czytania „Bezwładu”. Przeczytałem w jeden wieczór. Autorka wyrobiła w sobie dwie ważne umiejętności – jak dobrze zacząć i jak utrzymać uwagę czytelnika.
Nad warsztatem musi jednak jeszcze popracować, żeby jej powieści miały większą głębię i były jeszcze bardziej nieprzewidywalne. Wszystkie plusy i minusy znajdziecie w filmie.
Robert Szmidt – Zgasić Słońce. Szpony smoka.
Od zawsze mój zachwyt wzbudzały barwnie opowiedziane historie o przeszłości. Nie trzeba było mnie zachęcać do późniejszego wzbogacania swojej wiedzy. I tak oto, dzięki Robertowi Szmidtowi, odkryłem nieznany mi do tej pory wątek Piłsudskiego i Japonii.
Doceniam „Zgasić słońce” za pomysł i dbałość o szczegóły. Oddanie klimatu kraju kwitnącej wiśni, nawet z tłem wielkiej wojny wyszło wyjątkowo dobrze. To jednak przesłanie najbardziej zaważyło na mojej pozytywnej ocenie, a brzmi ono – z miłością do ojczyzny trzeba się urodzić. Z rzeczy, które mogą nie przypaść Wam do gustu to dość powolne tempo akcji i ilość miejsca poświęconego na opis batalii. Jeśli przebrniecie przez te pierwsze 150 stron, będzie już tylko lepiej. Nie oczekujcie jednak wielowątkowości, bo jeden bohater odgrywa tutaj główną rolę, stąd też opis wydawcy może być nieco mylący.
Robert Szmidt zaczerpnął ze studni, z której wciąż zostało mnóstwo do wybrania. Będę wyczekiwał informacji o kontynuacji.
Marcin Okoniewski
Kapitan tego statku. Koneser literatury klasycznej. Miłośnik kina lat 90-tych. Pasjonat kawy. Marnuje czas przed konsolą.
„Erystyka” i „Ameryka”, faktycznie wyzwalają chęć sięgnięcia po nie.
Ale jak wiesz (bo robię się już z tym nudna), najbardziej cieszy mnie Twoje spotkanie z Małeckim. Idealnie podsumowałeś „Horyzont”.
Małecki to był zdecydowanie trafny wybór!
Co do wspomnianych przez Ciebie dwóch tytułów – nie rób sobie tego, jeśli nie musisz.
Horyzont i nadętość? To by dopiero było nieporozumienie! Całe szczęście, że rybak Małecki złowił Okonia, nim ten przedwcześnie zamknął jego książkę. ?
A jeśli tak obecnie wygląda wydajność przepracowanego Okonia, to nic tylko gratulować i się cieszyć. No i za głowę się łapać, co to się teraz po sesji będzie działo! ?
Patryk, dobrze wybrałeś i z przyjemnością sprawdzę pozostałe książki Małeckiego.
Przyznaję, że zmuszony do pisania kilku prac na studia nieco rozruszałem palce i może w końcu jakąś historię i ja urodzę 😉
Nieźle zacząłeś rok. Z przytupem. A ja trochę słabo bo tylko jedna i trochę książki. Ale ta jedna była grubaskiem wartym przeczytania, a druga to Blade Runner, którego nadal męczę. Jak już się coś zaczyna dziać, to nie mam czasu czytać. Ech.
Pozdrawiam,
Hm, niedługo zamówię Horyzont. Ale na chwilę obecną, muszę wziąć się za półkę wstydu.