„Nie żałuję tego, co zrobiłem. I nie dlatego że zarobiłem dużo czy bardzo dużo, bo to zawsze jest względne. Jestem dumny ze swoich wyborów, ponieważ tamte wydarzenia wzmocniły mnie na resztę życia.”
Jestem gadułą, ale są sytuacje w których potrafię się zamknąć i słuchać przez długi czas. Kocham opowieści z różnych frontów. Im lepszy opowiadacz tym koncentracja mojej uwagi większa. Wyobraźcie sobie, że ktoś specjalnie dla Was udostępnia na Netflixie odcinek serialu. To mniej więcej ten poziom szaleńczego entuzjazmu.
W Indiach żyliśmy praktycznie cały czas pod napięciem. Nie chodzi tylko o przekraczanie granicy. Niebezpiecznie było również w mieście. Jeździliśmy motorikszami załadowanymi po sufit wartościową elektroniką, a później dodatkowo ze złotem w kieszeniach, często w te same miejsca. Lokalne gangi to widziały. Wychodziliśmy z tych miejsc z plecakami pełnymi rupii, żeby następnie jeździć po cinkciarzach za wymianą. Jeśli jednego dnia wyszło dużo wieszaków, trzeba było odwiedzić kilka lokali, żeby wymienić całą kasę. Oczywiście nasi kontrahenci zapewniali nas, że jesteśmy chronieni, oni o to dbają, ale wiadomo, takie gadanie.
Nasłuchałem się o lokalnych przebojach mojego taty w latach szarego PRL-u, ale żeby zrozumieć tę szarzyznę potrzebowałem też kolorowej perspektywy Cezarego Borowego alias „Han Solo” z oddalonych o ponad 5000 kilometrów Indii.
Cenię sobie autorów, którzy nie próbują wbić się w nurt, nie koloryzują i nie dodają zmyślonych wątków kryminalnych, żeby tylko wylądować na regale gwarantującym lepszą sprzedaż. To nie jest przewodnik po Indiach, to Indie oczami przemytnika. Chłopaka, który biegał z plecakiem wypełnionym kamerami i magnetowidami, bo chciał przeżywać życie, a nie żeby życie przeżywało jego.
To historia w historii. Cezary Borowy próbuje wyjaśnić przekrojowo czym były Indie, zagłębiając się w uwarunkowania geopolityczne tego kraju. Kompletnie nie musiał tego robić. W zupełności wystarczą mi relacje z miejsca zdarzenia i smaczki, których nie znajdę w żadnych podręcznikach. Dla mnie wątek z pobytu w więzieniu mógłby ciągnąć się przez całą książkę. Doceniam jednak podjęcie próby dwutorowego prowadzenia narracji, bo czuć w tym szczery sentyment do Indii.
Ciągle są jakieś wpadki, kolejne trasy są blokowane przez celników, co kilka miesięcy wydaje się, że to już koniec przewałów. Że dalej się nie da, są tak duże straty, przestaje się opłacać. Ale to wcale nas nie zniechęca. Nawet jak ktoś dostanie w kość, straci całą kasę, to inni uczą się na jego przypadku, wprowadzają modyfikacje i robią kolejny krok. Czasem ktoś się wycofa na kilka miesięcy, ale wraca.
Bezcenne są opowieści z zakątków świata, których nie mieliśmy nigdy szansy odwiedzić. To jeden z argumentów, który zawsze przywołuję przy rozmowie o książkach. Nigdy nie podróżowałem, a zwiedziłem niemal cały świat. Wysłuchałem spowiedzi Hana Solo, a wiele lat musiało upłynąć, aby mógł bez konsekwencji powiedzieć: byłem przemytnikiem w Indiach.
Książkę możecie sprawdzić we fragmentach oraz nabyć na stronie www.przemytnik.pl
Granice mieliśmy za nic, a przyjaciół mnóstwo i cały świat w zasięgu ręki. To próbowałem przekazać w tej książce. Dla większości z nas to był najlepszy czas w życiu.